WFRR - Rezerwat Węże

Sobota, 19 maja 2012 · Komentarze(3)
Au... pan pokrzywka melduje się prawie cały i prawie zdrowy... zaczynamy relację.
Zaplanowany start o 12 troszkę się przeciągnął, ponieważ wróciłem z pracy na wariata i prosto w ciuchy i na rower, także stawiłem się razem ze Stefanem i Masakrą jakieś 10 po umówionej godzinie.


Wyruszyliśmy sobie Berlinkiem, potem Zagłoby, by naszą cudowną rudzką ścieżką dojechać do cmentarza.


Po wjechaniu do lasu kierowaliśmy się cały czas pieszo-rowerowym czerwonym szlakiem, mijając po swojej lewej Przycłapy oraz Jajczaki, gdzie wyjechaliśmy w Strugach, z których udaliśmy się na Łaszew.


Przebieraliśmy przez Łaszew szukając pierwszego punktu P.


Pierwszy P zaliczony, można ruszać dalej, na Bieniec.


Po zjeździe pięknym wąwozem jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka.


Gdy dotarliśmy do wąwozu królowej Bony i źródełka przy jego ujścia, postanowiłem się zatrzymać i zaczerpnąć trochę źródlanej wody. Zapomniałem jednak, że mam spd na nogach i morowo wyrżnąłem w piękne, świeże i w ch. parzące pokrzywy. Cały. Pomoc nadeszła od razu, z którą popędził mi Jareg K.


Niektórzy mieli z tego ubaw, ja do tej pory czuję jednak pieczenie i wierzę, że słowa o tym, jaki to ja będę zdrowy są szczere :)


Po stosunku z parzącym zielskiem pora ruszyć dalej, w kierunku Kępowizny


Ja wiem, że asfaltem jeździ się przyjemnie, ale jak szlak pieszo-rowerowy, to pieszo-rowerowy :)


Oprócz pieszo-rowerowego szlaku istnieje również dość dobrze oznakowany szlak konny, na co dowód :)


Dobiliśmy do Pszczółki w Załęczu Wielkim, gdzie nawet konie były niezadowolone z zaopatrzenia, pomijając nas. Niestety, ale ten sklep będziemy omijać, bo to już drugi raz, kiedy się zawiedliśmy w tym sezonie.


Prawdziwe zakupy zrobiliśmy paręset metrów dalej w stronę Załęcza Małego u Pani Haliny Drab. Bardzo sympatyczna kobieta, a sklep zaopatrzony lepiej, jak niejeden w mieście. Pozdrawiamy serdecznie w tym miejscu właścicielkę!


Po udanych zakupach i obciążeniu nimi niektórych wyrywnych do przodu, ruszyliśmy dalej, odbijając polną drogą z asfaltu w Załęczu Wielkim.


Były chwile, gdzie szlak był nie do końca widoczny i dobrze oznaczony, więc nasz czujny przedni patrol zawsze jest na swoim miejscu i bada teren :)


Dojechaliśmy w końcu do asfaltu, zaczynającego się w Starej Wsi,


by tak szeroką autostradą jechać po całej szerokości, żeby się nie poobcierać :)


Mając na nogach buty z spd często myślałem, że nie mogę się zatrzymać i tylko dlatego nie prowadziłem roweru w piachu :)


Niektórzy jednak bardzo wzięli sobie do serca określenie szlaku: PIESZO-rowerowy :)


Żeby nie było do końca zabawnie, znowu zapomniałem, co mam na girach. Wywrotka cięcie 2:


Dojechaliśmy do mostu w Bobrownikach i ja z Mrówkiem udałem się po ziemniaki do sklepu, bo okazało się, że jednak zapomnieliśmy kupić :) Reszta grzecznie czekała :)




Z 2 kg bagażu więcej ruszyliśmy na Górę Zelce.


Niestety tym razem podjechałem na 3 raty pod sławetną górę, którą pokonywałem zawsze bez większych problemów, teraz na złość źle wyregulowane przerzutki i z tyłu i z przodu zawiodły.


Glizdowaci oszczędzali siły i wprowadzali rowerki na spokojnie, bo górka naprawdę stawia wyzwanie.


Nasz ziemniaczany support również na powierzoną mu sprawę wagi państwowej delikatnie wprowadzał ładunek na górę.


Po dotarciu (w końcu) na upragnione miejsce czas wydać dyspozycję.



Jako kierownik wycieczki rozkazałem (he he he, kto by mnie słuchał) zbierać chrust.



Problemów z tym nie było, bo suchych badyli w tak suchym lesie nie trudno znaleźć.



Część zakupów z Załęcza usmażyliśmy,


część upiekliśmy. Ognisko ktoś przed nami zostawił, więc skorzystaliśmy.


Pora na rozliczenia finansowe. Oddawać po 2 zł!


Mrówek tak se tupnął, że aż mi się ziemia rozstąpiła, więc poszedł sprawdzić co tam ciekawego.


Zawołany, bo trzeba było ruszać wrócił biegiem do nas i pomagał zasypywać ognisko piochem z kretowin. Po zabezpieczeniu terenu i ugaszeniu ogniska ruszyliśmy w stronę domu.


Czas na dość hardkorowy zjazd w stronę Bobrownik, by nie dublować zbytnio trasy.


W zaprzyjaźnionym sklepie w Bobrownikach zrobiliśmy zaopatrzenie w pićku oraz zaliczyliśmy mały spoczynek.


Ciekawostką turystyczną okazał się pan Józef, który zawstydził wszystkich kajakarzy i zawrócił Wartę kijem.


Patrzeliśmy z niedowierzaniem na wyczyny pana Józka, ale gość ma w sobie tyle werwy, że pozdazdrościć. Typowy harpagan.


Coś niesamowitego, chciałbym mieć takie umiejętności balansowania ciałem i zawracania czółnem w górę rzeki. W tym miejscu pozdrowienia dla pana Józefa oraz jego siostry.


A my nadal nie możemy wyjść z podziwu, kajakarze, którzy przybyli, zresztą też.


Niesamowity. Józcio wodnik.


Pora pożegnań i miłego przyjęcia ze strony mieszkańców Bobrownik i czas ruszać dalej, w stronę Żabiego Stawu.


Tak mi się fajnie jechało, że znów zapomniałem, co me szkity targają. Gleba!


Chwila odpoczynku na Żabim Stawie, przy pięknym koncercie miliardów żab, kijanek i innych francuskich wynalazków.


Żółtym szlakiem pieszo-rowerowym próbowaliśmy dotrzeć do Ogrobli, jednak gdzieś nam się zagubił i na tzw. nosa szukaliśmy przejazdu, oczywiście nikt się nie zawiódł. W międzyczasie pożegnaliśmy się z naszą fotoaparatką, która poszusowała do siebie przez Załęcze na Kałuże.


Przy zjeździe do Ogrobli w trosce o innych z tyłu odwróciłem się, wróciłem wzrokiem na drogę, coś mnie podbiło, zapomniałem, co mam na nogach i znów gleba. Tym razem dość poważnie. Zdarte przedramię, łydka, zewnętrzna część dłoni, zbite dupsko i kręgosłup... leżałem dobre 5 minut próbując złapać oddech, a następnie wstać.


Po dotarciu w pocie, krwi i łzach do początku peletonu zrobiliśmy małą przerwę na przemycie ran przy moście w Przywozie.


Z Przywozu udaliśmy się już standardowo bez żadnych wywrotek z mojej strony na Mierzyce,

Rudę i Wieluń.

Szczerze powiedziawszy miałem bardzo stosunkowe nastawienie do ziemi, bo 4 razy aż się wyp...łem :) Jutro to dopiero będzie boleć! :(

Poniżej mapka, telefon mi siadł tam, gdzie się kończy, ale resztę dorysujcie sobie sami, bo nic ciekawego się później nie wydarzyło :P



Długość trasy średnio 61km :)

Komentarze (3)

he he wiedziałam kiedy Was opuścić ;)

fotoaparatka 18:53 poniedziałek, 21 maja 2012

Jak pojechałaś sobie, to już niekoniecznie świetny :( Ostatnia gleba boli :(

Ferbik 18:38 niedziela, 20 maja 2012

Świetny rajd, dzięki :)

fotoaparatka 14:33 niedziela, 20 maja 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa acyse

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]