Forumowy Rajd Rowerowy 6 maja
Niedziela, 6 maja 2012
· Komentarze(5)
Dzisiaj mimo tego, że pogoda nie nastrajała z samego rana do jazdy, zrobiliśmy średnio ponad 50km. Wystartowaliśmy spod Kauflanda, potem 18-go Stycznia przed kościołem rozjechaliśmy parę szarańczy, następnie obwodnicą Sadową udaliśmy się na Częstochowską i tam ruszyliśmy za Orlenem przez pola na Rychłowice. W Rychłowicach już zdałem się na swój nos przewodnika i zmieniliśmy lekko trasę, przez co wyjechaliśmy w szczerych polach. Droga doprowadziła nas do Kadłuba, z którego cmentarną aleją dostaliśmy się do Popowic.
Z Popowic na Grębień przez Józefów, w którym to Józefowie niestety był zamknięty sklep a zawsze tam stawaliśmy jadąc tamtędy... no ale trudno. Zjechaliśmy z asfaltu, a raczej sam się skończył i znowu była narada, w którą stronę... rolnicy często te polne drogi z roku na rok przerabiają po swojemu, gdzie nawet często okazuje się, że droga na mapie jest, a tu mamy redliny. Na szczęście dzisiaj do niczego takiego nie doszło. Staraliśmy się kierować w stronę lasu, chociaż droga niekoniecznie chciała w tamtą stronę przebiegać. Z racji tego, że różne sprzęty dzisiaj figurowały, wybraliśmy drogę najbardziej przejezdną.
Dojechaliśmy do lasu na wysokości Dzietrznik i tu znowu pojawiła się chwila - którędy. Skręciliśmy przy lesie w prawo i ścianą lasu zaczęliśmy pedałować dalej. Wybór początkowo okazał się dla niektórych niekoniecznie dobry z racji tego, że droga jakby zanikała. Gdy już dotarliśmy do jakiejś poprzecznej, wjechaliśmy w las całkowicie i ukazał się nam bardzo miły i kojący dla oka widok: drzewa ubrane w liście świeże i młode, soczyście jasnozielone i te wielosezonowe, iglaste ciemnozielone, które to kolory tworzyły niesamowicie piękny widok.
Sama droga stała się o wiele przyjemniejsza przez to, że nikt praktycznie tamtędy nie uczęszczał, co też temu miejscu nadało dodatkowego, mistycznego uroku.
Dojechaliśmy do leśnej kapliczki, gdzie okazało się, że stoimy na "ulicy", która posiada własną nazwę, bo na drzewie przy owej kapliczce wisiała nazwa: Ulica św. Huberta.
Ruszyliśmy dalej na południe, cały czas drogą przeciwpożarową. Piękna prościutka i utwardzona leśna droga, podczas której napawaliśmy się zapachem lasu, tym bardziej, że w paru miejscach była przeprowadzana ścinka i zrywka.
Po przejechaniu tej długiej prostej wyjechaliśmy na skrzyżowaniu w miejscowości Kałuże. Udaliśmy się przywitać na chwilę z naszą forumową koleżanką fotoaparatką, skąd po wymianie paru zdań ruszyliśmy na źródełko objawienia.
Po odpoczynku nad źródełkiem ruszyliśmy dalej na Dzietrzniki. Tam zrobiliśmy w końcu postój przy sklepie, gdzie uzupełniliśmy zapas kalorii, bo w końcu za chwilę czekały nas dwie niemałe góreczki.
Przed przejazdem kolejowym zjechaliśmy szutrówką w prawo - istny zjazd downhillowy, można zgubić zęby.
Pod koniec zjazdu trzeba było ostro hamować, bo zaraz za strumyczkiem trzeba było skręcić w lewo.
Dobiliśmy do kawałka asfaltu i wzdłuż torów ruszyliśmy dalej. Tak dostaliśmy się już przejeżdżoną przez nas polną drogą trzeci raz w tym sezonie do Bieńca, z którego udaliśmy się na Pątnów. Mimo tego, że zjazd z górki w Pątnowie przy cmentarzu wyglądał dość okazale, to jednak wiatr nie pozwalał na odprężenie się przed kolejną górką zaczynającą się przy kościele a kończącą parędziesiąt metrów za szkołą... No ale za zakrętem już było całkiem znośnie. Minęliśmy trzy wiatraki postawione na malowniczych pagórkach po lewej stronie drogi, przejechaliśmy przez przejazd kolejowy i wylądowaliśmy w piekarni naszego forumowego przyjaciela Ryngolca, który już czekał na nas z gorącymi zapiekaneczkami, które jedliśmy z taką przyjemnością, że uszy nam się trzęsły.
Tu podziękowania dla Romcia i obiecuję, że następnym razem zjemy przynajmniej po 4, niezależnie od tego, czy w domu będą na nas lecieć garnki za niezjedzony obiad. Po miłym i ciepłym przyjęciu czas ruszyć dalej. Strugi, potem Jajczaki. W Jajczakach skręciliśmy na bardzo wąski i w sumie nie jechany przez nas jeszcze asfalt, gdzie na jego końcu znajdowała się kapliczka z wirtuozersko przyciętymi drzewami, tworzącymi swoimi koronami jej zadaszenie.
Następnie szutrem ruszyliśmy na Przycłapy, gdzie już asfaltem udaliśmy się w stronę Rudy.
Niestety zaczęło dość niemiło wiać, więc końcówka trasy była dość nieprzyjemna. Pokonaliśmy naszą cudowną ścieżkę rowerową w Rudzie i pożegnaliśmy się na przystanku przy Starych Sadach. Dziękuję za udział oraz uwagę.
Z Popowic na Grębień przez Józefów, w którym to Józefowie niestety był zamknięty sklep a zawsze tam stawaliśmy jadąc tamtędy... no ale trudno. Zjechaliśmy z asfaltu, a raczej sam się skończył i znowu była narada, w którą stronę... rolnicy często te polne drogi z roku na rok przerabiają po swojemu, gdzie nawet często okazuje się, że droga na mapie jest, a tu mamy redliny. Na szczęście dzisiaj do niczego takiego nie doszło. Staraliśmy się kierować w stronę lasu, chociaż droga niekoniecznie chciała w tamtą stronę przebiegać. Z racji tego, że różne sprzęty dzisiaj figurowały, wybraliśmy drogę najbardziej przejezdną.
Dojechaliśmy do lasu na wysokości Dzietrznik i tu znowu pojawiła się chwila - którędy. Skręciliśmy przy lesie w prawo i ścianą lasu zaczęliśmy pedałować dalej. Wybór początkowo okazał się dla niektórych niekoniecznie dobry z racji tego, że droga jakby zanikała. Gdy już dotarliśmy do jakiejś poprzecznej, wjechaliśmy w las całkowicie i ukazał się nam bardzo miły i kojący dla oka widok: drzewa ubrane w liście świeże i młode, soczyście jasnozielone i te wielosezonowe, iglaste ciemnozielone, które to kolory tworzyły niesamowicie piękny widok.
Sama droga stała się o wiele przyjemniejsza przez to, że nikt praktycznie tamtędy nie uczęszczał, co też temu miejscu nadało dodatkowego, mistycznego uroku.
Dojechaliśmy do leśnej kapliczki, gdzie okazało się, że stoimy na "ulicy", która posiada własną nazwę, bo na drzewie przy owej kapliczce wisiała nazwa: Ulica św. Huberta.
Ruszyliśmy dalej na południe, cały czas drogą przeciwpożarową. Piękna prościutka i utwardzona leśna droga, podczas której napawaliśmy się zapachem lasu, tym bardziej, że w paru miejscach była przeprowadzana ścinka i zrywka.
Po przejechaniu tej długiej prostej wyjechaliśmy na skrzyżowaniu w miejscowości Kałuże. Udaliśmy się przywitać na chwilę z naszą forumową koleżanką fotoaparatką, skąd po wymianie paru zdań ruszyliśmy na źródełko objawienia.
Po odpoczynku nad źródełkiem ruszyliśmy dalej na Dzietrzniki. Tam zrobiliśmy w końcu postój przy sklepie, gdzie uzupełniliśmy zapas kalorii, bo w końcu za chwilę czekały nas dwie niemałe góreczki.
Przed przejazdem kolejowym zjechaliśmy szutrówką w prawo - istny zjazd downhillowy, można zgubić zęby.
Pod koniec zjazdu trzeba było ostro hamować, bo zaraz za strumyczkiem trzeba było skręcić w lewo.
Dobiliśmy do kawałka asfaltu i wzdłuż torów ruszyliśmy dalej. Tak dostaliśmy się już przejeżdżoną przez nas polną drogą trzeci raz w tym sezonie do Bieńca, z którego udaliśmy się na Pątnów. Mimo tego, że zjazd z górki w Pątnowie przy cmentarzu wyglądał dość okazale, to jednak wiatr nie pozwalał na odprężenie się przed kolejną górką zaczynającą się przy kościele a kończącą parędziesiąt metrów za szkołą... No ale za zakrętem już było całkiem znośnie. Minęliśmy trzy wiatraki postawione na malowniczych pagórkach po lewej stronie drogi, przejechaliśmy przez przejazd kolejowy i wylądowaliśmy w piekarni naszego forumowego przyjaciela Ryngolca, który już czekał na nas z gorącymi zapiekaneczkami, które jedliśmy z taką przyjemnością, że uszy nam się trzęsły.
Tu podziękowania dla Romcia i obiecuję, że następnym razem zjemy przynajmniej po 4, niezależnie od tego, czy w domu będą na nas lecieć garnki za niezjedzony obiad. Po miłym i ciepłym przyjęciu czas ruszyć dalej. Strugi, potem Jajczaki. W Jajczakach skręciliśmy na bardzo wąski i w sumie nie jechany przez nas jeszcze asfalt, gdzie na jego końcu znajdowała się kapliczka z wirtuozersko przyciętymi drzewami, tworzącymi swoimi koronami jej zadaszenie.
Następnie szutrem ruszyliśmy na Przycłapy, gdzie już asfaltem udaliśmy się w stronę Rudy.
Niestety zaczęło dość niemiło wiać, więc końcówka trasy była dość nieprzyjemna. Pokonaliśmy naszą cudowną ścieżkę rowerową w Rudzie i pożegnaliśmy się na przystanku przy Starych Sadach. Dziękuję za udział oraz uwagę.