Bożocielny dzień pękniętej gumy.
Sobota, 9 czerwca 2012
· Komentarze(0)
Zebraliśmy się pod Kałlandem w ilości dwóch, czyli ja i mój brzuch, następnie po drodze zgarnąłem masakrę i razem ruszyliśmy dzisiaj lajtowo wyczynowo na Kamion. Taka typowa chamska trasa do spocenia się. Minęliśmy strefę kościoła, która podczas mszy obejmuje również parking carrefoura, bo tam część spora owców i baranów stała. Ciekaw jestem, czy jak do kina jeżdżą, to oglądają film z korytarza :D
Dojechaliśmy do Rudy, tam się również zaczynały odprawiać modły, a za kościołem jakiś kmiotek zaparkował centralnie na przejściu dla pieszych i przejeździe dla rowerów. Ale czego się nie robi w imię wyższych intencji! Przecież będzie bardziej wyświęcony. Dość mocnym tempem pojechaliśmy do przejazdu kolejowego, w międzyczasie na ścieżce rowerowej szły jakieś dwie miejscówki po 70tce, które nie słyszały dzwonka, dopiero jak ryknąłem, żeby zeszły łaskawie ze ścieżki i chodzi się po szarym a nie czerwonym, to sobie przywróciły świadomość, że racja leży po naszej stronie. Dziś jechało się bajecznie, ponieważ wszyscy albo w kościołach, albo już zgony, więc ruch na drodze był nijaki. Do Mierzyc spotkaliśmy w sumie 2 auta. Niestety Mierzyce nie przyjęły nas zbyt łaskawie. Najpierw zamknięte sklepy, a potem na skrzyżowaniu z Łaszewem i Kraszkowicami pani dyżurująca ruchem :DDD oznajmiła nam jak Gandalf we Władcy Pierścieni, że "you shall not pass!". Pytam: że jak? "you shall not pass!". Okazało się, że procesja zawaliła całą drogę i nawet karetka pogotowia miałaby problem, skoro my rowerami nie mogliśmy się przecisnąć. Szurnęliśmy zatem lekko sfrustrowani w stronę Kraszkowic, by następnie odbić w prawo z asfaltu przyjemną, znaną już przez nas polną drogą, następnie leśną, którą dojechaliśmy do Toporowa. Wykręciliśmy tutaj aż 25km/h średnią, więc całkiem całkiem.
W nadziei, że nasz zaprzyjaźniony ABC w Toporowie będzie otwarty sunęliśmy już ponad 30km/h. Jednak okazało się, że zaraz ma zacząć się procesja, więc sklepy graniczące z przejściem procesji są pozamykane. Paranoja jakaś! Skręciliśmy w jednokierunkową na Kamion i w tym momencie poczułem, jak przednie koło wyzionęło ducha. A raczej wyzionęło powietrze.
Dobiłem na maksa, jednak dojechałem tylko kawałek za most, następnie podprowadziłem w stronę ośrodka Kamion. Tam na szczęście sklep był otwarty, więc mogliśmy ugasić pragnienie i zmienić gumę, którą woziłem 5 sezonów na czarną godzinę :)
Niestety z racji tego, że nie pamiętam kiedy zdarzyła mi się podobna sytuacja, zmiana gumy zajęła nam więcej, niż chłopakom w pitstopie F1.
Po wymianie ruszyliśmy dalej, zobaczyć jak wyglądają tereny za ośrodkiem Kamion.
Oprócz przyjemnego widoku ze skarpy na rzekę płakać się chciało, co się stało z działkami wykupionymi prawdopodobnie przez ślązaków, na których poniszczono doszczętnie i splądrowano skrzynki elektryczne.
Oprócz tego, teren strasznie zarósł świerkami, sosnami i inną kosodrzewiną.
Łza się w oku kręci, bo teren naprawdę świetny pod rekreację.
Poryczani ruszyliśmy dalej, w stronę Toporowa. Niestety natknęliśmy się na ruszającą procesję, więc musieliśmy ją objechać przez Przywóz.
Tam też przy moście zrobiliśmy sobie ostatni przystanek.
Rowery strategicznie zostawiliśmy na moście.
Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia niezapominajkom, ruszyliśmy dalej, na Wieluń.
Jeszcze tylko Ruda,
i wspaniała ścieżka,
i tak wydeptaliśmy 40km :)