Po mieście. Niestety przyszła burza, zmokłem trochę, a że błotników odpowiednich nie mam to już nie jeździłem, tym bardziej, że przesiadłem się na autko :)
Początkowo parę km po mieście, później z koleżanką wyruszyliśmy na Gaszyn, Kadłub, Kocilew, Ożarów. Wylądowaliśmy na gliniankach w lesie, po dłuższych kontemplacjach nad brzegiem stawu ruszyliśmy z powrotem na Ożarów, Krzyworzekę, zatrzymaliśmy się w niej na festynie chwilkę, później na Wieluń przez Gaszyn.
Wyjechaliśmy z Wielunia w stronę Kurowa drogami polnymi i za jakiś czas skończyła się droga :) Dojechaliśmy po łące pełnej ostów i pokrzyw do strumyka, i przy nim kierowaliśmy się do mostka i ulicy oddalonych o jakieś 150m. Jakie było nasze zdziwienie, jak się okazało, że jesteśmy w delcie strumyków i tak łatwo nie dostaniemy się do ulicy :) Trzeba było się przeprawiać w miarę najlepszym miejscu. Jakoś się udało, ale zmarudziliśmy z pół godziny. Później asfaltem na Kurów, z Kurowa polną szutrówką na Chotów, z Chotowa asfaltem już do samego Wielunia przez Mokrsko i Krzyworzekę. Było bardzo ciekawie :)
Wieluń - Czarnożyły - Nietuszyna - Okalew i z powrotem. Dość intensywnie i jeszcze pod wiatr... W Nietuszynie z głównej drogi chcąc skręcić w lewo obejrzałem się za siebie, jakieś paredziesiąt metrów za mną toczył się polunez... (teren zabudowany, moja prędkość ponad 30km/h) więc wystawiam rękę w lewo celem skrętu, a kierowca (jak się okazało BABA) przyspiesza, trąbi i mnie wyprzedza. Dodam, że miałem duży odstęp do poluneza, więc spokojnie mogłem wykonać manewr skrętu. Obok niej siedziała jakaś moherowa franca i coś tam pyskowała. Oczywiście nie byłem dłużny i poleciała odpowiednia wiązanka. Co za chamstwo na drodze... trzeba tępić takich buraków
Wieluń - Ruda - Wierzchlas - Kraszkowice - z asfaltu w las - na Drobnice, szybka kąpiel w basenie - Krzeczów - leśną drogą na Kamion, asfaltem na Wieluń przez Toporów, Mierzyce, Przycłapy, Rudę. Dość ostra jazda.
Początkowo miasto, później Wieluń - Ruda - Wierzchlas - Kraszkowice - Krzeczów asfaltem - z Krzeczowa do Kamionu lasem, ale bardzo trudne warunki, bo dużo piachu, pareset metrów prowadzenia, jazda hardcorowa z górki i Kamion. Z Kamionu przez Toporów, Mierzyce, Przycłapy, Rudę, na Wieluń. Pieprzony wieśniak wyjechał mi kombajnem z pola i skręcał zaraz w podwórko - bez kierunkowskazów, wyjechał na lewo, jechałem rozpędzony prawie 40 km/h, musiałem ostro hamować, chciałem wziąć go z lewej, ale zarzucał sobie na posesję, czego nie sygnalizował, więc go wziąłem z prawej pod koniec manewru musiałem zjechać na pobocze nieutwardzone ale dałem radę. Kretyn darł mordę gdzie mi się tak spieszy, to usłyszał wiązankę, ze jest tępym burakiem, który nie patrzy na pierwszeństwo jak wyjeżdża na asfalt... matoł pieprzony. Poszła mi znowu szprycha, miałem ochotę wrócić i go skillować. Pieprzeni nachlani żniwiarze...
Wyruszyliśmy z Wielunia drogą na Częstochowę, przez Nowy Świat, Kamionkę, Pątnów, Dzietrzniki i tu skręciliśmy w lewo na Załęcze. Już na samym początku złapałem ósemkę na tylnim kole. Zahaczyliśmy o Kępowiznę, która leży odłogiem od tamtego roku, wróciliśmy na trasę w stronę Załęcza. W Załęczu mały posiłek i jazda dalej na Parzymiechy. Z Parzymiech puściliśmy się na Lipie, i drogą na Rozalin. W Lipiu poszła mi szprycha w zósemkowanym już tylnim kole. Biło dość odczuwalnie ale jechać się dało. Minęliśmy Rozalin i wjechaliśmy w las. W końcu dojechaliśmy do upragnionej jaskini - największej w naszym regionie - Szachownicy (długość korytarzy łącznie około 1-2km - różne źródła podają różnie). Penetracja zajęła nam około godziny. W końcu stwierdziłem, że wychodzimy - uwierzcie mi: można się zgubić. Rozciąłem dużego palca u nogi i zalałem sandałka krwią. Na szczęście plastry opatrunkowe były pod ręką, więc mała akcja pogotowia i wyruszyliśmy dalej. Dojechaliśmy polną drogą do Drabów, minęliśmy Kolonię i Lisowice, przemknęliśmy przez Raciszyn (bardzo fajny zjeździk) i wylądowaliśmy w Działoszynie. Tu chwila odpoczynku i trasą na Wieluń. Szczyty - Niżankowice - Krzeczów (tu miałem mały kryzys fizyczny - wszędzie czułem mrowienie i ogólne osłabienie organizmu). Dalej na Kraszkowice, Wierzchlas, Rudę i upragniony Wieluń. Jeszcze 5 km po mieście po małej przerwie